Kiedy zaczęliśmy planować wyjazd do Afryki Południowej to od razu nasunęło się pytanie: co chcielibyśmy zobaczyć w ciągu mniej więcej 2-3 tygodni i jak zaplanować podróż w tym ogromnym przecież kraju. Republika Południowej Afryki ma powierzchnie prawie 4 razy większą od Polski, jest 24 krajem na świecie pod względem zajmowanego obszaru i 25 pod względem ludności (prawie 51 mln mieszkańców). Mamy znajomych, którzy odwiedzali Afrykę Południową kilkakrotnie, a i tak nie odwiedzili jeszcze wszystkich interesujących i polecanych miejsc.

Gdy planuje się podróż do RPA, to oczywiście na czele listy miejsc do odwiedzenia znajdują się Parki Narodowe, których jest tutaj 18, z najbardziej chyba znanym Parkiem Krugera. Wiedzieliśmy doskonale, że nie da się zobaczyć wszystkich miejsc i posmakować rożnych atrakcji w czasie jednego wyjazdu. Nasz plan zakładał podroż przez północno wschodnie tereny RPA. Postanowiliśmy zacząć naszą podroż w Johannesburgu, następnie zatrzymać się i pochodzić po Górach Smoczych (Drakensberg Mountains) i stamtąd kierować się na wschód ku Parkom Narodowym w prowincjach Kwazulu-Natal i Mpumalanga. Zaplanowaliśmy także wjazd do Swaziland z pobytem w Mlilwane Wetland Sanctuary i przejazd do St. Lucia ze zwiedzaniem Isimangaliso Wetland Park i Hluhluwe-Imfolozi Game Reserve. Wracać postanowiliśmy przez północną prowincję Mpumalanga i Guateng, "zahaczając" północną część Gór Smoczych i kanion rzeki Blyde, który ma ponad 25 kilometrów długości i 750 metrów głębokości i jest trzecim pod względem długości na świecie (po Wielkim Kanionie i kanionie namibijskiej rzeki Fish). Oczywiście zasadniczą pozycję w naszym planie podróży - jak u każdego odwiedzającego Afrykę - stanowiło zobaczenie "Wielkiej Piątki" (The Big Five of Africa): lwa, bawoła, lamparta, słonia afrykańskiego i nosorożca czarnego. 

Był to bardzo intensywny plan podroży, ale celowo nie chcieliśmy go ograniczyć jedynie do odwiedzenia Parków Narodowych. Nasza trasa przebiegała przez tereny dawnego Królestwa Zulusów i chcieliśmy także poznać ich historię i odwiedzić miejsca ich walk z Burami i Brytyjczykami w XIX wieku.



W Johannesburgu lądowaliśmy na początku marca 2016. Lot na górnym pokładzie Airbusa 380 British Airways z Heathrow przebiegał bardzo wygodnie i sprawnie i w Johannesburgu lądowaliśmy o 7 rano czasu lokalnego (2 godziny do przodu czasu londyńskiego). Nasz przewodnik i kierowca już na nas czekali. Podróżować mieliśmy Toyotą Landcruiser 4WD. 

Lotnisko OR Tambo to duży, posiadający 6 terminali port lotniczy. Lotnisko ma dość często spotykane w sieci negatywne opinie co do jakości usług i bezpieczeństwa. Nas po przylocie interesowała głównie sprawna i bezpieczna wymiana pieniędzy na południowoafrykańskie randy. Wiedzieliśmy jeszcze przed wyjazdem, że zdarzały się problemy z nieoczekiwanym brakiem akceptacji kart płatniczych przez tutejsze bankomaty, stąd na wszelki wypadek wymieniłem cześć pieniędzy po przyzwoitym kursie jeszcze w Londynie. Banki, biura Travelex i ATM znajdują się po lewej stronie w hali przylotów. Tylko jeden bankomat na parterze (w głębi holu) honoruje karty MasterCard - ale "oczywiście" nie zaakceptował żadnej z naszych kart. Karty Visa zadziałały bez problemu. W biurach Travelex można wymienić gotówkę na randy, ale kurs jest często niekorzystny i do tego obarczony prowizją. Generalnie, Afryka Południowa to rozwinięty i cywilizowany kraj i oczywiście nie ma żadnego problemu z płaceniem tutaj kartami, bankomaty znajdują się wszędzie. Pamiętać jednak należy o bezpieczeństwie transakcji, gdyż zdarzają się tutaj bardzo często rożnego rodzaju "przekręty" na bankomatach, zwłaszcza tych nie sprawdzonych i położonych poza głównymi bankami. W marcu 2016 kurs wymiany wynosił za 1 funta około 22 randów.

Jakie są mniej więcej koszty wyjazdu? Jest kilka lotów dziennie rożnymi liniami do Johannesburga z Londynu. Ceny biletu powrotnego z Heathrow to najczęściej około 600-700 funtów, ale są oczywiście częste oferty i promocje np. Ethiopian Airlines poniżej 500 funtów. Ceny w Afryce Południowej są generalnie niższe niż w Europie Zachodniej. Litr benzyny w czasie naszego pobytu kosztował poniżej 12 randów, czyli około 2.80 zł. Dobry lunch można zjeść w przeciętnej restauracji czy barze za około 40-60 randów. Butelka coca-coli kosztuje w sklepach około 11-13 randów, piwo w granicach 20 randów. Befsztyk w dobrej restauracji to około 100-110 randów. Na stacjach benzynowych najpopularniejszą siecią sklepów i barów szybkiej obsługi jest sieć "Wimpy" - ceny bardzo przystępne, dobra jakość usług. 




Noclegi na całej trasie zarezerwowaliśmy w bardzo wygodnych hotelach typu „lodge”, najczęściej z tradycyjnymi chatami typu bungalow, krytych strzechą, ale ze wszystkimi wygodami wewnątrz, łącznie z wygodną łazienką. Pokażę i opiszę wszystkie te hotele przy relacjach z kolejnych etapów podroży. Najbardziej skromny pod tym względem był Pretoriuskop w Parku Krugera, ale tam warto się zatrzymać. Jest to bowiem jedno z najsłynniejszych i najstarszych obozowisk w Afryce Południowej. Historia tego miejsca sięga lat 1836-1860, gdy grupa holenderskich farmerów i kupców (tzw.Voortrekkers) zdecydowała się opuścić okolice Kapsztadu (wtedy pod panowaniem brytyjskim) i wyruszyć wgłąb Afryki w poszukiwaniu nowych osad oraz szlaków komunikacyjnych i handlowych (zwłaszcza prowadzących w kierunku Mozambiku). Nazwa tego miejsca pochodzi od nazwiska Willema Pretoriusa, jednego z pionierów zdobywających te ziemie. Został on pochowany na pobliskim wzgórzu, nieopodal Pretoriuskop. Samo obozowisko zostało udostępnione dla turystów w roku 1930. Najstarsza chata to tzw. "Wolhuter hut", nie jest ona już używana na co dzień, ale została odrestaurowana w swojej pierwotnej formie i stanowi dzisiaj atrakcję historyczną .

Plan całej naszej wyprawy opracowany więc został w detalach, program okazał się być bardzo intensywny. Tym razem postanowiliśmy nie zwiedzać Johannesburga. Miasto to „słynie” z jednego z największych wskaźników przestępczości na świecie. Mając bardzo napięty program i plan podróży, postanowiliśmy darować sobie zwiedzanie tego miasta. Nasi znajomi, którzy żyli i pracowali w kilku miejscach świata w ciągu ostatnich kilkunastu lat zawsze powtarzają, że mogliby wrócić do każdego z tych miejsc oprócz Johannesburga. Przestępczość wynika tutaj z ogromnych różnic w poziomie życia, przy czym szczególnie wysoki jest wskaźnik zabójstw i to z „byle” jakiego powodu. Co bardziej ekskluzywne posiadłości otoczone są tutaj elektrycznymi płotami, wszędzie kamery i ochrona. Nagminne są porwania dzieci dla okupu, morderstwa, włamania i kradzieże samochodów. Szczególnie niebezpieczne są dzielnice Hillbrow, Yeoville i Berea. Nie poleca się transportu publicznego dla turystów, ponieważ nagminnie narażeni są oni na napady rabunkowe.

Nasz przylot przebiegał bez żadnych opóźnień i zakłóceń. Nie potrzebujemy wiz, aby wjechać do RPA, co znacznie ułatwia i przyśpiesza odprawę. Kolejka do odprawy paszportowej była dosyć długa, ale cała odprawa nie trwała dłużej niż 20 minut. Sprawnie wyszliśmy na parking przed lotniskiem, wrzuciliśmy bagaże do naszej Toyoty Landcruiser, która miała nam służyć przez najbliższe dni podróży i ruszyliśmy drogą numer N3 na południowy zachód w kierunku Gór i Parku Narodowego Drakensberg. Droga biegła przez rozległe przestrzenie płaskowyżu południowoafrykańskiego, w dali pojawił się łańcuch Gór Smoczych, powoli zaczęliśmy się wspinać coraz wyżej. 





Mijaliśmy typowe, kolorowe, południowoafrykańskie miasteczka, z niską zabudową, nazwy wielu z nich odwoływały się do historii tych ziem. Jednym z większych miast na tej trasie jest Harrismith, nazwane tak na cześć Harrego Smitha, generała i weterana wojen napoleońskich, który był gubernatorem Brytyjskiej Kolonii Przylądkowej w połowie XIX wieku. Nieco dalej położone jest Ladysmith, miasto nazwane tak na cześć jego hiszpańskiej żony, Juan Marii de Leon Smith. Zatrzymaliśmy się tam na szybki lunch.


Pod wieczór dotarliśmy do celu. Położony na wysokości około 2000 metrów n.p.m hotel (lodge) – Sungubala. To całkowicie ekologiczny obiekt, 10 chat typu bungalow, bardzo nowoczesnych wewnątrz z przestronną łazienką, zasilanych energią słoneczną i położonych na płaskowyżu z przepięknym widokiem na rozciągające się poniżej doliny. Jest tutaj ogromna jadalnia, miejsce do przygotowywania posiłków, ale także sala kominkowa z biblioteką. Posiłki można przygotowywać samemu albo zlecić ich przygotowanie obsłudze hotelu. 






Zjedliśmy kolację, byliśmy dosyć zmęczeni. Powoli zapadały ciemności, wkoło panowała cisza, słychać było tylko szum przepływającego w dolinie potoku. Byliśmy na prawie 2000 metrów n.p.m. Następnego dnia czekała nas wczesna pobudka i wspinaczka na prawie 2500 metrów.

01 kwietnia 2016





Afryka Południowa, RPA, Góry Smocze, Drakensberg, Sungubala, Park Krugera, safari, Johannesburg




                                                                                                                             

                                                                                                             02. Afryka Południowa: Góry Smocze→