W Akabie lądowaliśmy wcześnie rano. Linie Royal Jordanian obsługują większość lotów z tego małego lotniska, nie ma ich za wiele w ciągu dnia - głównym lotniskiem w Jordanii jest lotnisko w Ammanie. Piaskowy budynek portu lotniczego, skrupulatne sprawdzanie paszportów, wiza wydawana od ręki za darmo na 30 dni, fotografia twarzy, odebranie bagaży i w końcu wyszliśmy przed główny budynek. Gorące powietrze uderza w twarz, wokoło wszystko w kolorach żółci i beżu. Lotnisko leży około 8 km od centrum Akaby. Obszerne parkingi z rejsowymi autobusami i taksówkami. Żadnego problemu z transportem. 

Akaba była naszą bazą wypadową, pierwszym punktem z którego ruszyliśmy na zwiedzanie Jordanii.  Zatrzymaliśmy się w hotelu Mina, średniej klasy hotel ale bardzo wygodnie położony i wyposażony we wszystko co potrzeba - wifi, basen, restauracja - wszystko to za 60 dolarów/noc za "double room". Ma dobrą stronę internetową, łatwo dokonać rezerwacji.

Widok z okien hotelu na Akabę
Akaba, pomimo swojej wielkości (110 tys. mieszkańców) jest miastem bardzo "kompaktowym", bardzo przyjemnie się tutaj spaceruje wzdłuż plaży w kierunku portu. Najważniejsza jest lokalizacja miasta - tak naprawdę Akaba leży na styku trzech kontynentów i czterech państw: Jordanii, Izraela, Egiptu i Arabii Saudyjskiej. To najbardziej na południe wysunięte miasto nad Morzem Czerwonym (Jordania posiada zaledwie 27 km linii brzegowej Morza Czerwonego) - po drugiej stronie zatoki widać Egipt i Izrael (Eilat). 
Centrum jest nowoczesne, szerokie ulice, mnóstwo hoteli, sklepów i dynamika miasta typowa dla centrów turystycznych. Można tutaj kupić i załatwić wszystko - od banalnych wycieczek po bilety lotnicze na wszystkie linie lotnicze, wymienić pieniądze (1 dinar jordański to około 1.4 dolara amerykańskiego), dobrze zjeść (kuchnia lokalna jak i europejska, nawet z McDonaldem w centrum miasta dla fanów tej sieci). Akaba to strefa wolnocłowa (ASEZA). Ceny przystępne - oczywiście zdaje sobie sprawę ze względności takiego sformułowania. Generalnie jest tutaj znacznie taniej niż w podobnych kurortach np. w Izraelu ale bardziej wyszukane zakupy lepiej jest robić w mniejszych miejscowościach w głębi Jordanii, z dala od ruchu turystycznego.

Zaczęliśmy nasze wędrówki po mieście od buszowania po lokalnym bazarze. Po wyjściu z hotelu przeszliśmy tylko przez dwupasmową ulicę aby od razu znaleźć się w dzielnicy pełnej małych sklepów, kafejek i straganów, właścicieli zapraszających do środka i atmosfery typowej dla bazarów Bliskiego Wschodu czy dalekiej Azji. Przyjazna atmosfera, polscy turyści są tutaj dobrze znani stąd zewsząd płynące, kaleczone "Dzień dobry" i "Zapraszamy" - chodząc tak od sklepu do sklepu posmakowaliśmy więc kilku rodzajów herbat zawsze serwowanych na powitanie (miętowa a także z dodatkiem cynamonu), zjedliśmy trochę słodyczy i kupiliśmy mnóstwo przypraw. 

Przede wszystkim "zatar" - chyba najbardziej popularna przyprawa Jordanii. Jest to mieszanka kilku przypraw w rożnych proporcjach - właśnie te proporcje sa dosyć istotne bo decydują o smaku tej przyprawy. Jest trochę zamieszania co do nazwy, bowiem z jednej strony zatar to mieszanka oregano, kalaminty, tymianku i cząbru (także z dodatkiem sezamu, hyzopu lekarskiego i często owoców sumaku) ale z drugiej strony  najważniejszym składnikiem jest oregano - Oreganum syriacum i nazwa zatar dotyczy często  właśnie tego składnika. Ten rodzaj oregano decyduje o smaku  i najlepiej znaleźć zatar z jak największą zawartością oregano a pozostałe składniki można dodać samemu według własnych upodobań. Niejednoznaczność w nazewnictwie bierze się zapewne stąd, że sama nazwa "zatar" pochodzi (wg Ignacego Gelba) z wymarłego, semickiego języka Akkadian od słowa "sarsar" co można tłumaczyć jako "pikantna przyprawa korzenna". Może pochodzić tez z syryjskiego "satre" i wtedy odnosić się może do rodzaju cząbru - Satureia Thymbra. Także wielu historyków i rabinów żydowskich identyfikowało słowo "ezov" obecne w Biblii właśnie jako zatar.   W Izraelu jako zatar zaczęto gównie uważać hyzop lekarski (holy hyssop). Wielka akcja ekologów, którzy twierdzili, że hyzop jest na wymarciu spowodowała wpisanie tej rośliny w 1977 roku na listę roślin chronionych w Izraelu i karanie grzywną za jego zrywanie. Decyzja ta została uznana przez społeczność arabską jako działanie anty-arabskie, zwłaszcza że decyzja dotyczyła także obszaru Zachodniego Brzegu i zatar jest konfiskowany na przejścia granicznych Izraela - jak widać nawet banalna przyprawa może być problemem politycznym. Jedno można powiedzieć - smak jest niepowtarzalny. W naszej kuchni rozgniatamy go i mieszamy z oliwą jako dodatek do sałatek i mięs - ale łatwo jest znaleźć mnóstwo przepisów na jego zastosowanie, np. dodawany jest on nawet do herbaty. 


Kupiliśmy trochę przypraw
Zatar - najlepszy z dodatkiem oliwy


Po drodze wstąpiliśmy do Urzędu Pocztowego, który położony jest w dzielnicy bazarowej i zeszliśmy nieco w dół ku zatoce i plaży. Tak naprawdę istnieje tutaj kilka rodzajów plaży, o rożnym standardzie. Duże hotele mają wydzielony własny dostęp, plaża miejska ciągnie się na przestrzeni kilku kilometrów aż do portu z dużym bulwarem spacerowym wzdłuż brzegu. W części środkowej nabrzeża znajduje się plaża publiczna AI-Hafayer. Nie korzystaliśmy z niej - kobiety jordańskie chodzą i "opalają" się zakryte od stóp do głów i rozebrana Europejka stanowiłaby tutaj nie lada atrakcję. Lepsza pod tym względem jest (także publiczna) plaża w Aqaba Marina Park oraz ekskluzywna plaża w zatoce Tala Bay. Do plażowania polecałbym jednak plaże przy którymś z ekskluzywnych hoteli - nawet nie mieszkając tam można wykupić wejściówkę i skorzystać z plaży.
Wszędzie chodziliśmy pieszo, najlepszy sposób na poznanie miasta.Szerokim bulwarem dochodzi się do portu. Pomiędzy bulwarem a plażą znajduje się wąski pas działek, gdzie  miejscowi rolnicy uprawiają warzywa.

Działki warzywne przy plaży w Akabie

Oczywiście Akaba to przede wszystkim Morze Czerwone, świetna pogoda i możliwość pływania, nurkowania i sportów wodnych. Jest znacznie taniej niż w Izraelu i każdy znajdzie coś dla siebie. Jest mnóstwo biur turystycznych oferujących sesje nurkowania, zwłaszcza w porcie naganiaczy i oferty można spotkać na każdym kroku. Akaba ma 23 wydzielone tereny nurkowania, większość  w granicach tzw. Aqaba Marine Park. Każdy rejon ma wdzięczną nazwę i różne atrakcje dla nurków - największą są oczywiście rafy koralowe, ale są także zatopione wraki statków np. "Cedar Pride", "Taiyong"w tzw. ogrodzie japońskim czy barka "Tarmac Five". Jest wiele opcji, można negocjować ceny.

Meczet Al-Sharif Al Hussein Bin Ali
 
Wzdłuż plaży na klientów czekają właściciele łodzi ze szklanym dnem (glass boats), za około 10 dolarów można wypłynąć w głąb zatoki, aby obserwować rafy koralowe. Taki rejs trwa około 1-1.5 godziny i właściciele łodzi gwarantują pokazanie najciekawszych raf koralowych. Wielką kolekcję korali można obejrzeć w akwarium w Centrum Nauk Morskich (Marina Science Centre), które znajduje tuż za portem.

Właściciele "glass boats" oczekujący na klientów na plaży w Akabie


My zdecydowaliśmy się następnego dnia naszego pobytu w Akabie  popłynąć na nieco dłużej i  dalej w głąb Morza Czerwonego. Chcieliśmy przede wszystkim posmakować snorkelingu i poobserwować rafy koralowe na własne oczy. Taki 4-5 godzinny rejs kosztuje około 30 dinarów jordańskich (40 dolarów). Wypłynęliśmy bardzo wygodną łodzią Sindbad Group dla około 30 osób, na pokładzie oddzielne  miejsca do opalania, w cenę wliczony obiad na łodzi a przede wszystkim prawie 2 godzinne nurkowanie z maską ponad ścianami raf koralowych - warto to zaplanować będąc w Akabie, ponieważ woda tutaj jest bardzo czysta, ceny niewygórowane i nie ma nadmiaru turystów (zwłaszcza we wrześniu). Świetnie spędzone kilka godzin, widok z morza na Akabę a także Egipt i izraelski Eliat.

Śniadania i kolacje jedliśmy w hotelu, ale nie ukrywamy, że wpadliśmy też w ostatnim dniu pobytu w Akabie do McDonalda...... Kuchnia jordańska jest typowa dla Bliskiego Wschodu. Króluje humus a podstawowym mięsem jest jagnięcina. Mansaf to jagnięcina przyprawiona aromatycznymi ziołami, gotowana z jogurtem i serwowana z ryżem lub bulgur - wysuszonymi ziarnami pszenicy twardej przypominające kuskus. Nie ukrywam, że najbardziej brakowało mi (jak zwykle na Bliskim Wschodzie lub w Azji) zwykłego polskiego chleba - w Jordanii króluje pita oraz placek chlebowy, czyli khbuz. Przed daniem głównym popularne są przystawki, tzw. mazzeh, rożnego rodzaju sałatki (bardzo dobra z shanklish z ostrego krowiego lub owczego sera z dodatkiem cebuli, pomidorów i oliwy).
Do miejscowych przysmaków należy kofta, czyli mielone mięso jagnięce grillowane w kulkach z mocnymi przyprawami, także mahshi – czyli nadziewane ryżem lub mięsem warzywa np. bakłażany pomidory, cukinia, ale także liście winogron (przypomina to polskie gołąbki...) . I oczywiście wszędzie kebab w rożnych postaciach.
Alkohol, zwłaszcza piwo, można kupić w Akabie bez problemu, choć jak wiadomo nie jest on popularny w kuchni jordańskiej. Pije się oczywiście mnóstwo herbaty i kawy, przeróżne rodzaje przygotowywane z dużym pietyzmem. Desery są słodkie, dużo miodu i syropów.

Koza czekająca na "ścięcie" przed sklepem mięsnym - jej towarzyszki wiszą już na hakach



Akabę wspominamy bardzo dobrze Bezstresowe miasto, dobry punkt wypadowy do zwiedzania Wadi Rum i Petry - dalsze etapy naszej podróży.

Widok na miasto od strony Zatoki Akaba




21 lipca 2014
Jordania, Jordan, Akaba, Aqaba, lotnisko Akaba, Morze Czerwone, zatoka Akaba, bazar


                                                                                                                                                    2. Jordania: Petra i Nabatejczycy →