Są miejsca na świecie, które w każdym przewodniku określane są jako "must-see places" - miejsca które musisz zobaczyć. Często jest potem tak, że miejsca takie nas rozczarowują. Rozczarowanie przychodzi z rożnych powodów. U mnie  głównym powodem zniechęcenia jest ilość turystów odwiedzających  takie miejsce, które kompletnie zatraca swój charakter i niemożliwym jest dostrzec urok czy klasę takiego miejsca, gdy tam się już sami pojawimy (także wspierając ten tłok....). Dlatego np.do Luwru nigdy nie chodziłem w środku dnia i w środku sezonu wakacyjnego, gdy przewalają się tam tłumy wycieczek szkolnych i atmosfera przypomina raczej tę znaną z dworca kolejowego niż z zacnego muzeum. Do Luwru trzeba chodzić w listopadzie, w "długi" czwartek późno wieczorem tuż przed zamknięciem i być ostatnim spacerującym poprzez puste sale.
Są także miejsca na świecie, które nalezą do "must-see", ale na szczęście nie są aż tak popularne, leżą trochę z boku uczęszczanych szlaków i nie mają także cech "lunaparkowo-cyrkowych" - są ciche, spokojne, wymagają trochę kontemplacji i odrobiny wiedzy i inteligencji, aby docenić ich klasę.
Moissac należy do takich miejsc. Jest znane i opisywane, ale jednak trochę z boku, trochę mniej wystrzałowo, trochę z mniejszym zadęciem.....
Przyjechaliśmy tam z Montauban (ok. 30 km) bardzo wczesnym rankiem na początku września. I już na wstępie tej opowieści mogę powiedzieć, że jest to jedno z najlepszych miejsc jakie udało mi się odwiedzić i zobaczyć w ciągu ostatnich lat. Wcześnie rano atmosfera w mieście była bardzo senna, żadnych problemów z zaparkowaniem samochodu - pusto i cicho. Moissac jest dzisiaj małym miasteczkiem, ucierpiało szczególnie w 1930 roku, gdy wylała rzeka Tarn i powódź kompletnej zniszczyła około 600 budynków z życie straciło około 100 obywateli Moissac. Miasto buduje swoją "potęgę" gospodarczą na słynnych deserowych, bardzo słodkich winogronach "chasselas de Moissac", które jako pierwsze owoce w historii Francji otrzymały status AOC w 1952 roku.
Ale do Moissac przyjeżdża się w jednym celu - zobaczyć prawdziwy klejnot sztuki romańskiej - benedyktyński klasztor opactwa Saint Pierre de Moissac.

Pierwsze ślady opactwa pochodzą z 506 roku, gdy kamień węgielny wbudował tutaj król Franków Clovis (Chlodwig), najsłynniejszy władca z dynastii Merowingów, który po upadku Cesarstwa Rzymskiego zjednoczył  w 481 roku plemiona frankijskie w jedno państwo.
Klasztor powstał ku pamięci tysiąca żołnierzy, których stracił Clovis w zwycięskiej wojnie z Wizygotami. Legenda mówi, że król wszedł na pobliskie wzgórze i pchnął swój oszczep głosząc, że Bóg pokieruje oszczep tak, aby wskazał miejsce na budowę klasztoru. Pech chciał, że oszczep wylądował na środku bagien. Ponieważ z wolą boską się nie dyskutuje, przystąpiono do budowy klasztoru na bagnach, tworząc specjalną konstrukcję na palach. Złośliwi twierdzą, że mnisi sami wymyślili tę historię, aby usprawiedliwić ciągłe problemy z wilgocią i grzybem w klasztorze.
Klasztor rozwinął się w VII wieku, kiedy to jeden z następców Clovisa, król Dagobert wziął  klasztor pod opiekę królewską dzięki protekcji biskupa Cahors, św. Didiera (580-655). Św Didier był zaufanym króla Dagoberta, wcześniej był skarbnikiem królewskim a biskupem Cahors został w 630 roku, kiedy to poprzedni biskup a jednocześnie jego brat  Rusticus został zamordowany. Św Didier był gorącym orędownikiem życia zakonnego, założył duży zakon w okolicach Cahors z kościołem św. Amantiusa a także duży zakon kobiecy. Moissac za jego panowania bardzo urosło w siłę. 
Niestety, pomimo obiecanej ochrony królewskiej zakon został wielokrotnie złupiony zarówno przez najazd Arabów w 721 roku jak i przez Normanów w 850 i Magyarów w 864 roku.  Rozczarowani mnisi zwrócili się o ochronę do książąt Tuluzy. 
Pech nie opuszczał mnichów, w 1030 roku runął dach opactwa a w 1042 roku pożar zniszczył wiele budynków. Książęta Tuluzy oddali zakon pod zarząd benedyktyńskiego opactwa Cluny, największego opactwa jakie kiedykolwiek zbudowano w Europie (założono je w 910 roku). Mnisi z Cluny zdawali sobie sprawę z doskonałego położenia Moissac na trasie pielgrzymek do Santiago de Compostela (początek trasy z Puy en Velay - Via Podiensis)) i zdecydowali się zainwestować w opactwo w Moissac. Zbiegło się to z tzw. reformami kluniackimi zapoczątkowanymi przez papieża Sylwestra II i nakazującymi przestrzeganie ubóstwa, zachowanie celibatu i częstą modlitwę. Benedyktyni  wyremontowali budynki, przysłali także nowego opata, Duranda de Breton (jednocześnie biskupa Tuluzy), który konsekrował nowo wybudowany kościół już w 1063 roku. W XI i XII wieku opactwo przeżywało swój największy rozkwit.
Kolejni opaci - Hanaud de Gavarret i Ansquitil - rozbudowali opactwo i wtedy właśnie powstały najsłynniejsze krużganki  z rzeźbionymi kapitelami kolumn.
Jest ich w sumie 76, wszystkie dokładnie opisane - wiele świetnych wydawnictw poświęcono omówieniu tych rzeźb (nawet w czasie naszego pobytu zjawił się fotograf przygotowujący zdjęcia do nowozelandzkiego albumu). Aby je obejrzeć, trzeba wejść do klasztoru przez biuro turystyczne ulokowane po prawej stronie od wejścia do kościoła.  


Na kapitelach pokazano sceny z pisma świętego i z życia świętych - rzeźbienie ich rozpoczęto za czasów opata Ansquitila i ukończono około roku 1100. W krużgankach widoczne są także rzeźby przedstawiające opatów, ewangelistów i ich uczniów. Krużganki z kolumnami istnieją w postaci niezmienionej do dzisiaj. W 1200 roku przebudowano dach, ale kolumny pozostały nie naruszone. Fakt, że przetrwały do dzisiaj to chyba prawdziwy cud. 
W 1212 roku Simon IV de Montford (Starszy), dowódca krucjaty przeciwko albigensom (rozpoczętej w 1209 roku na polecenie papieża Innocentego III) splądrował opactwo, które sprzyjało wówczas Tuluzie i albigensom. W 1234 roku na terenie opactwa spalono na rozkaz Inkwizycji 210 zwolenników katarów. W 1624 roku na rozkaz Colberta, ministra finansów Ludwika XIV wykupiono całą bibliotekę klasztorną i przeniesiono ją do Paryża. W czasach rewolucji składowano tutaj proch i materiały wybuchowe, opactwo stanowiło także kwaterę dla żołnierzy, ale jedyną stratą "porewolucyjną" było zniszczenie marmurowej fontanny, która stała w północno-zachodnim rogu opactwa. 
Trudno uwierzyć ale największe zagrożenie dla Moissac przyszło w 1850 roku, kiedy zdecydowano o budowie trasy kolejowej z Tuluzy i przebieg linii kolejowej wytyczono dokładnie przez środek opactwa. Rozgorzała walka w obronie opactwa i w ostatniej chwili udało się je uratować. Linię kolejową "przesunięto" kilkadziesiąt metrów dalej ale i tak przebiega ona przez miejsca dawnej kuchni i refektarza, które rozebrano i zburzono. Jeżeli ktoś nie wierzy w tę historię to wystarczy wejść schodami powyżej biura turystycznego na mały most, aby ujrzeć przylegająca do klasztoru linię kolejową na trasie Bordeaux- Tuluza.


Dokumentacja kapiteli przez fotografa z Nowej Zelandii
Kapitel nr 20 - Męczeństwo św. Piotra


Za czasów opata Ansquitila zdecydowano także o budowie wieży kościelnej z przepięknym portalem wejściowym na południowej ścianie - portal ten w niezmienionej postaci stanowi jedno z najpiękniejszych dzieł średniowiecza i sztuki romańskiej. Na nas zrobił kolosalne wrażenie, jest przepiękny w każdym detalu, proporcje, rozkład akcentów są niemal doskonałe. Na tympanonie ukazany jest Chrystus na tronie w otoczeniu ewangelistów. Prawą rękę ma uniesiona w błogosławieństwie, lewa spoczywa na księdze. Halo dokoła głowy zawiera krzyż tzw. cruciform halo. Ewangeliści przedstawieni są jako trójka zwierząt i jedna postać człowieka. Mateusz, w górnym rogu przedstawiony jest jako uskrzydlony człowiek; poniżej Marek jest przedstawiony jako lew. Po prawej stronie Chrystusa, Lukasz przedstawiony jest jako wół a Jan Ewangelista jako orzeł. Po bokach Ewangelistów dwa anioły trzymają zwoje pisma podobnie jak  sylwetki siedzących obok i poniżej starców. Lintel (belka pozioma) zawiera ogniste koła.

Portal wejściowy do kościoła św. Piotra

Tympanon

Trumeau, czyli pionowa kolumna podtrzymująca tympanon to prawdziwy majstersztyk. Trzy boki są zdobione rzeźbami. Na przodzie, skrzyżowane korpusy lwów mają symbolizować ochronę wejścia do kościoła (symbolika pochodzi z czasów wczesnego chrześcijaństwa). Po bokach trumeau uzupełnione jest dwoma płaskorzeźbami: Jeremiasza na wschodnim boku oraz św. Pawła na zachodnim. Postaci te (obie ze Starego Testamentu) "patrzą" na umieszczone naprzeciwko, na węgarach Nowo Testamentowe postacie św. Piotra i Izajasza. Lewa strona od wejścia (zachodnia) zawiera płaskorzeźbę (bas-relief) ze scenami dotyczącymi grzechu, prawa strona (wschodnia) - sceny z dzieciństwa Jezusa. Całość sprawia bardzo dynamiczne wrażenie. Jedynie hiszpańskie opactwo św. Dominika z Silos może się równać swoją klasą z portalem z Moissac.

Trumeau z postacią Jeremiasza

Sam kościół św. Piotra budowany w latach 1115-1130 jest ciekawy, ale nie robi już takiego wrażenia. Wielokrotnie rekonstruowany, w obecnej postaci przetrwał od XV wieku, zawiera dużo elementów gotyckich, jeden z witraży w oknie wykonany wg. projektu Chagalla. Kilka rzeźb także z XV wieku: Złożenie do Grobu, Pieta (figura po lewej stronie ma twarz Gaussena de la Garrigue, konsula Moissac) oraz rzeźba Chrystusa z XII wieku.


Pieta
Kościół św. Piotra - złożenie do Grobu

Popołudnie spędziliśmy spacerując po Moissac, zeszliśmy w kierunku nabrzeża rzeki Tarn i kanału, który przylega do rzeki ze spektakularnym widokiem  Canal Bridge of Cacor z 1846 roku. Wieczorem wróciliśmy do hotelu w Montauban. Kolejne miejsce w naszym planie podróży - Albi.

Canal Bridge of Cacor na rzece Tarn


18 sierpnia 2014


Moissac, opactwo, klasztor, opactwo Moissac, kościół Moissac, Tarn, sztuka romańska, portal, kapitel

← 2. Francja: Montauban